Hubertus 2013


"Jeźdźcy to nie tylko ludzie z pasją, ale również z tradycjami", dlatego też święto swojego patrona św. Huberta obchodzą w szczególny sposób.


Jak co roku tradycyjnych obchodów Hubertusa nie zabrakło i w naszym klubie. Z powodu napiętych grafików i pogody płatającej figle imprezę przesunęliśmy z 3 listopada na 19 października.

Jak na święto przystało wszystko musiało prezentować się idealnie, aby tak było zwarta grupa jeźdźców już bladym świtem zameldowała się w Nowym Dworze. Czyścili, szorowali, pucowali nie tylko konie, ale i sprzęt. Nagle wszyscy zginęli, jednak po chwili w zwartym szyku wybiegli z dworku, ale coś było nie tak zamiast biec w stronę stajni oni kierowali się do bramy wyjazdowej.

 

Gromadząca się już na terenie klubu publiczność była zdezorientowana. Jednak po 2 przebieżkach wokół ronda ustawili się do pamiątkowego zdjęcia, po chwili dla reporterów ruszyli w stronę stajni.

Wyprowadzili konie, wsiedli i tyle ich było widać. Co z tradycyjnym rozpoczęciem? Oczywiście musiało być, taka impreza musi mieć jakiś początek. Zanim widownia licznie zgromadzona przed stajnią przeszła przed dworek w bramie pojawili się masterzy, za nimi cała reszta. Ustawieni w szyku dwójkowym zaprezentowali się zaproszonym gościom w rytmie Poloneza Wojciecha Kilara.

 

Po krótkim przywitaniu, zgodnie z tradycją odśpiewany został hymn "Pojedziemy na łów" i wszyscy ruszyli do lasu. Uczestnicy biegu rzecz jasna konno, zaproszeni goście jedynymi w swoim rodzaju wozami terenowymi. Jeźdźcy dzielnie pokonywali wyrastające przed nimi przeszkody.

Nie brakowało emocji, strachu i radości. Oczywiście z powalającą przewagom tego drugiego. Jeźdźcy skupieni do ostatniej fuli przed skokiem, później na ich twarzach malował się uśmiech. Po udanym skoku nie brakowało radości.

 

Wyrozumiała publiczność wybaczała błędy i dopingiem mobilizowała do dalszej walki. Po ponad dwugodzinnych emocjach na leśnych duktach w końcu dotarliśmy na hala li. Tu emocje w oczekiwaniu na lisa sięgały zenitu. Lis, a w zasadzie lisica nie kazała na siebie długo czekać. Jeźdźcy ledwo, co zdążyli złapać oddech po ostatnich skokach na polanie, a z lasu wyłoniła się ona. W pięknej czerwonej sukni niczym uciekająca królewna pędziła z jednej strony polany na drugą.

 

Z racji, że uciekała lisica, panowie o jej kitę walczyli zawzięcie. Z licznej grupy doskonałych jeźdźców, osobą najbardziej znającą lisi, przebiegły charakter okazał się Piotr Lewiński, w osiągnięciu sukcesu poza zwinnością pomógł mu dosiadany przez niego wałach Rebus.

Jeźdźcy wykonali postawione przed nimi zadanie, Lisica została złapana, tak, więc po dekoracji i rundzie honorowej w asyście gości powrócili na teren klubu na biesiadę.

W miłej atmosferze świętowaliśmy do późnych godzin wieczornych, podczas zabawy nie zabrakło wspólnego oglądania zdjęć i filmów z trasy oraz z gonitwy. Nim zabawa dobiegła końca jeźdźcy wiedzieli jedno. Za rok znowu się spotkają by bawić się i świętować w gościnnych progach klubu Jeździeckiego Deresz.
 

Stosujemy pliki cookie w celu świadczenia naszych usług. Korzystając z tej strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Dowiedz się więcej