Obozy jeździeckie

Co nas wyróżnia?


Czym wyróżniają się letnie obozy jeździeckie dla dzieci i młodzieży w naszym Klubie?

 

Drogi Rodzicu,

Wiele ośrodków jeździeckich organizuje różne formy wypoczynku dla dzieci i młodzieży. Czy podejmując decyzję o wyborze obozu jeździeckiego dla swojego dziecka zastanawiałeś się na jakie kryteria zwracać uwagę? Warto poświęcić chwilę i zastanowić się: czego potrzebuje moje dziecko, jakie są jego oczekiwania i czego ja wymagam od organizatora, któremu powierzę zdrowie i bezpieczeństwo swoich dzieci.


My ułatwimy Tobie to zadanie... Poniżej opisaliśmy w kilku słowach czym wyróżnia się nasz Klub i dlaczego właśnie na takie czynniki kładziemy nacisk. 

1. Zamknięty ośrodek (dla osób z zewnątrz)

W okresie letnim, kiedy odbywają się obozy, nasz obiekt dostępny jest tylko do dyspozycji dzieci wypoczywających na turnusach. W trakcie obozów Klub nie świadczy żadnych innych usług. Nie ma jazd harmonogramowych, nie obsługujemy żadnych innych gości. Dzięki temu jest jeszcze bezpieczniej - opiekunowie bez problemu wyłapują osoby postronne na terenie ośrodka, a trenerzy i konie są w 100% dostępni dla obozowiczów. Nie ma mowy, by konie były przepracowane lub zajętę przez innych jeźdźców. 

2. Duża stajnia

Dysponujemy dużą stajnią, liczącą ponad 30 koni, która daje możliwość dopasowania koni wielkością i temperamentem do możliwości oraz umiejętności uczestników. Zgodnie z zasadą "Najpierw zadbaj o konia", wymagamy od uczestników współpracy z wierzchowcem, nie tylko podczas treningu lub jazdy rekreacyjnej w terenie. Każdy ma możliwość poznania swojego konia, odkrycia jego upodobań i nawiązania bliższego kontaktu. Jeśli tylko pogoda na to pozwala, nasze konie przebywają na wolnych wybiegach, więc wspólny odpoczynek po przepracowanym treningu czy wyprowadzanie "swojego konika" na zieloną trawkę to wręcz obowiązek każdego, kto chce się nazywać "miłośnikiem koni". Tego właśnie chcą nasze zwierzęta - bliskiej relacji z człowiekiem przy wspólnym wysiłku. To nie są maszyny wyścigowe ani skokowe, które na zawołanie będą dostarczać uciech i adrenaliny. Klub Jeździecki to nie wesołe miasteczko, gdzie można sobie wybrać czy chcę na małej, czy na dużej karuzeli, a może na rollercoster. Każdy koń jest inny, każdy ma swój idndywidualny charakter. Jedne trzeba do współpracy zachęcać, inne hamować. Nie wszystko można osiągnąć na danym etapie umiejętności, więc bardzo ważnym jest, by realnie oceniać swoje możliwości i zaufać instruktorom, którzy doskonale znają nasze konie i potrafią dobrać wierzchowca do fizycnych warunków i umiejętności jeźdźca.

3. Treningi w zastępie

Turnusy liczące 40 osób dzielone są na 4 zastępy (od osób początkujących, po osoby kwalifikujące się do wyjazdów w teren - wyjątkiem jest ostatni turnus, gdzie zachęcamy do udziału osoby jeżdżące swobodnie w trzech podstawowych chodach). Taki podział gwarantuje udział w zajęciach na poziomie dostosowanym do umiejętności danego jeźdźca. Nie ma mowy, by do grupy zaawansowanej (próbującej skoków przez przeszkody i jeżdżącej w teren) trafił ktoś, dla kogo te zajęcia będą niebezpieczne... chyba, że podkoloryzuje swoje umiejętności w karcie kwalifikacyjnej. Ale takie przypadki są weryfikowane na pierwszych zajęciach. Przydział do zastępów jest umowny, nie ma sztywnych widełek i "umiejętności, które kwalifikują do danego zastępu". Zawsze staramy się relatywnie dobrać umiejętnościami jeźdżców tak, aby sprostali temperamentowi koni oraz stanowili wyrównany umiejętnościami zespół. Zdarzają się turnusy, gdzie mamy de facto cztery zastępy na równym zaawansowanym poziomie. Albo na odwrót - trzy zastępy początkujących.

Pomimo liczniejszej grupy, trenerowi łatwiej jest prowadzić zajęcia, kiedy uczestnicy są na zbliżonym poziomie. Wbrew pozorom, treningi w mniejszych grupach liczących 3-5 osób, ale o zróżnicowanych poziomach, są trudniejsze do poprowadzenia; instruktor musi przygotować plan dla każdego poziomu i podzielić czas treningu na każdy z poziomów. Cóż z tego, że 15 minut trener jest skupiony na danym jeźdźcu, skoro przez kolejne pół godziny musi poświęcić uwagę dwóm pozostałym? Pół biedy jeśli warunki ośrodka i umiejętności jeźdźca pozwalają na samodzielne kontynuowanie treningu... gorzej, jeśli trzeba odstępować konia, bo teraz swój kwadrans ma kolejna osoba, tym razem początkująca i nie można wprowadzać zamieszania. Mniejsze ośrodki zachwalają często taką formę zajęć jako bardziej bezpośredni kontakt z prowadzącym, dający lepsze rezultaty. Z naszych doświadczeń - a szkolimy już ponad 40 lat - wynika odwrotna zależność. Jazda w wyrównanym zastępie pozwala efektywnie ćwiczyć swoje umijętności przez całą godzinę... o ile jeździec jest nastawiony na nauczenie się i wypraktykowanie danej umiejętności. Bezpośrednie uwagi są ograniczone do minimum, tylko wtedy, gdy są konieczne do wyeliminowania jakiegoś notorycznego błędu.

Jakoś nie dostrzegamy w tym sporcie frajdy, gdy każdy z jeźdźców jest wywoływany do tablicy i punktowany za swoje niedociągnięcia. Ten styl treningu - mała wyrównana grupa, a jeszcze lepiej trening indywidualny; bezpośredni kontakt z trenerem, do którego ma się pełne zaufanie i nie kwestionuje jego metod treningowych; punktowanie każdego mankamentu i niedoskonałości w technice jazdy - sprawdza się doskonale, ale w sporcie wyczynowym. Tam, gdzie chodzi o wynik, trzeba przestawić się na tego typu współpracę. Ale na pewno nie w rekreacji oraz rajdach konnych, gdzie większą frajdę (oraz bardziej wszechstronne umiejętności) wynieść można z osobistego rozpoznania siebie i wierzchowca oraz współuczestnictwa w dobrze spędzonym dniu.

Jeśli ktoś lubi licytować się jak wysokie przeszkody skacze, niech szuka stajni o zacięciu sportowym. Tam będzie miał swobodę i możliwość poprawiania wyników. I z pewnością ośrodek o takiej formule treningów będzie odpowiedniejszy niż Deresz. Po prawdzie: na koniach, które zakończyły karierę, ale nauczone są pokonywania przeszkód, z niewielką pomocą trenera, każdy skoczy przeszkodę 120 cm lub nawet wyższą. Marketingowo przemilczane będzie, że skoczył koń, a jeździec nie przyczynił się do tego wyczynu bardziej niż sakwy wypchane ziemniakami. I w tej kameralnej grupie również jedna utalentowana osoba może być ściągana w dół przez dwójkę pozostałych, które chcą tylko zaliczyć skok, by się nim pochwalić w mediach społecznościowych. Bądźmy uczciwi - jeśli ktoś idzie w stronę sportu, to nie powinien szukać dwutygodniowych wakacji w siodle, tylko pojechać na obóz kondycyjno-szkoleniowy pod okiem swojego regularnego trenera. Dlatego my w Dereszu, mimo posiadanej akredytacji PZJ (bo to jest gwarant właściwego poziomu kadry instruktorskiej), nikomu nie zamierzamy mydlić oczu, że odbywa się tu wielki sport kwalifikowany. Byłoby to nieuczciwe i niebezpieczne - tak dla jeźdźców z parciem na wynik, jak i dla reszty grupy.

My stawiamy na przyjaźń, przygodę i wypoczynek... z najwyższą dbałością o zdrowie i bezpieczeństwo koni oraz uczestników.

4. Wakacje z elektroniką? ...ale jaką elektroniką?

Podczas obozów staramy się maksymalnie wyeliminować z życia dzieci media elektroniczne, zachęcając do interentowego detoksu ;) Ograniczamy możliwość korzystania z telefonów komórkowych, a dostęp do WiFi jest tylko w dworku. Ograniczamy, ale nie do zera - w czasie wolnym mogą odebrać swoje elektroniczne gadżety i podtrzymać kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Natomiast w czasie treningu, posiłków, pracy w stajni oraz w trakcie zajęć zorganizowanych przez opiekunów nie tolerujemy rozpraszaczy w postaci smartfonów. W równej mierze odpowiedzialne są za to dzieciaki, jak i rodzice którzy "muszą" być w permanentnym kontakcie. Dezorganizuje to trening, może przyczynić się do niebezpiecznych zachowań, a w skrajnych przypadkach może być narzędziem nękania rówieśników. Nie raz widzieliśmy jak zdjęcie wrzucone do Internetu "dla beki" było dla innego uczestnika osobistą traumą przez długi czas po zakończeniu wakacji. Czy naprawdę wysyłacie podopiecznych na wieś, do sużej stadniny z intensywnym programem jeździeckim, aby spędziły ten czas ze wzrokiem wlepionym w ekran? 

Mamy z tego powodu sporo nieprzychylnych opinii wśród młodzieży, dla której to zamach na ich wolność. Dla nas to raczej walka z ich zniewoleniem. Uczestnicy mają możliwość większego zintegrowania się, co owocuje nawiązaniem wieloletnich relacji, czego świadkami jesteśmy nawet na co dzień :)

5. Hodowla koni na terenie ośrodka

Deresz prowadzi również hodowlę koni (w tym roku uczestnicy obozów będą mieli żywy kontakt z kilkumiesięcznymi źrebakami!). Ogromną korzyścią dla dzieci jest szansa na zapoznanie się nie tylko z jazdą konną, ale całą masą aspektów związanych z życiem koni, ich układaniem do pracy pod siodłem i należytym traktowaniem. Nikogo do tego nie zmuszamy, ale widzimy - nawet wśród członków klubu - że jest coraz więcej jeźdźców, a coraz mniej miłośników koni. Dlatego oddajemy do Waszej dyspozycji wiedzę, doświadczenie i czas wszystkich osób pracujących w Dereszu. Można naprawdę dużo dowiedzieć się o sposobach rozmnażania, hodowli, wdrażaniu do treningu, zajeżdżaniu i ujeżdżaniu młodych koni, można dowiedzieć się co koń musi potrafić, żeby nadawał się do zaprzęgu, można zobaczyć i dowiedzieć się praktycznie wszystkiego o powozach/bryczkach/saniach, których mamy w ośrodku kilkadziesiąt. Ponieważ jest to wiedza bardzo niszowa, nie narzucamy zajęć o takiej tematyce wszystkim - ale chętnych zachęcamy, by dociekliwością i pytaniami pokazały, że zasługują na miano prawdziwych "koniarzy" :)

Drodzy uczestnicy ;)

Wszystko co wyżej opisano może być zaletą lub wadą wakacji w Dereszu. Zależy jak na to spojrzycie i podejdziecie do sprawy. My swój punkt widzenia przedstawiamy jasno, bo chcemy być względem Was fair. Byłoby nie w porządku, gdybyśmy o tym nie uprzedzili, bo nikt nie lubi być zaskakiwany. Rozumiemy frustrację niektórych obozowiczów, bo mieli wizję innego spędzania czasu, a na miejscu zastali coś, na co się nie przygotowali. Ktoś, kto słyszał, że jedzie na wakacje do dworku i oczekiwał jazd indywidualnych, warunków hotelowych lub koni osiodłanych i podprowadzanych na jazdę przez służbę... może się lekko rozczarować :D

My natomiast lubimy się chwalić, że co roku mamy ponad 50% uczestników, którzy wracają do Deresza na kolejne wakacje. I to jest dla nas najlepsza rekomendacja i podziękowanie za trud włożony w organizację prawdziwie końskich wakacji. Owszem, mieliśmy pojedyncze gwiazdy, które z przytupem (na miejscu i w Internecie) głosiły, że ich noga w Dereszu więcej nie postanie... te nieliczne osoby i tak przepraszamy, i ubolewamy, że tak się stało. Bo szkoda i naszej pracy, i ich czasu, i wreszcie pieniędzy ich rodziców. No, ale gdyby było, aż tak fatalnie, to chyba nikt by nie wracał ;)

Co sprawia, że tak chętnie do nas przyjeżdżacie na obozy?

Bo na pierwszym miejscu jest nauka jazdy konnej i przyjemność z jazd rekreacyjnych! Jeśli godzina jazdy, to 60 minut, a nie 45. Jeśli trening na ujeżdżalni, to trening, po którym są pot i zakwasy. A jeśli wyjazd w teren, to Bory Tucholskie i Zalew Koronowski, a nie przejeżdżka wkoło zabudowań. Razem z nauką jazdy konnej organizujemy dla Was dodatkowe atrakcje. Co roku staramy się zmieniać program, aby Ci, którzy wracają do nas po raz drugi lub trzeci, nie mieli wrażenia, że się nudzą. Jeśli tylko pogoda i skład uczestników pozwalają, to na naszych obozach są:

  • wyjazdy w teren - mamy świetnych leśniczych, którzy są nam bardzo przychylni i pozwalają na więcej, niż byśmy mogli oczekiwać :)
  • biwaki w lesie, spanie z końmi pod namiotami (w zależności od warunków pogodowych i umiejętności jeźdźców),
  • mini rajdy nad Zalew Koronowski, gdzie można schłodzić kopytka :D (można by napisać: pławienie koni, ale najpierw trzeba pokazać, że się potrafi jeździć na oklep, a potem można sobie pozwolić na wspólną kąpiel... w ograniczonym zakresie, bo ratownik koniom nie chciał wydać karty pływackiej)
  • treningi jeździeckie, w które wplatane są elementy woltyżerki i jazdy synchronicznej - spróbujcie zadziwić swojego instruktora, na pewno pozwoli Wam na więcej
  • podczas turnusów pojawiają się niezapowiedziani goście - czasami jest to sokolnik, czasami łucznik, innym razem kowbojka prezentująca nietuzinkowe podejście do współpracy z koniem
  • odwiedzamy - a jakże, konno! - okoliczne atrakcje turystyczne, np. wioskę ginących zawodów, gdzie można na chwilę poczuć się garncarzem, młynarzem, kowalem lub bartnikiem.

To jak? Widzimy się w stajni?!

Stosujemy pliki cookie w celu świadczenia naszych usług. Korzystając z tej strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Dowiedz się więcej