Archiwum

Hubertus 2014


Jak te miesiące lecą. Już Hubertus. Święto cykliczne ze stałym scenariuszem, urozmaiconym tkanką żywą, przewidywanym i niespodziewanym zachowaniem ludzi i koni. Przewidywane to przebieżki jeźdźców. Dla rozgrzewki? Czy zapamiętania efektownego, zresztą inspirowanego wcześniej pokazywanym polonezem, wjazdu?

Najpierw wbiegali, później wjechali. Przemowy Prezesa, Burmistrza i "Pojedziemy na łów", popis pana Ryszarda Smędy. Master Michał poprowadził w pola i lasy. Trasa stała, ale przeszkody odbudowane. Remont konstrukcji widocznie rzucał się w oczy koniom - stopki i częste gleby. Imperial pod Michałem trochę spływał. Dali radę.

Publiczności sześć pełnych przyczepo-słomo-publiko-pojazdów i sznur samochodów. Biegi do przeszkód i z powrotem.
Dyskusje. Tamaryszka znowu wyłamała czy skoczyła?
W asyście Bartosz zmaga się z Korusem. Wokół pięknie. Jesień złota.
Rozbuchane konie. Smak życia koniarzy.

Pole. Ostatnia sekwencja kilku przeszkód. Ładnie skaczą. Chwila oddechu i lis.
Wybitnie kluczący. Nie daje się nabrać na długie galopy.
Gleby. Lis i kilkoro jeźdźców.
I teraz to urozmaicenie - "ludzkie".
Lis ucieka pełzaniem. Goniąca Kasia  dopada go na czworakach.
Taki mikst. Szukany-goniony.
Niektórzy śmieją się, inni zaskoczeni, zdziwieni.

Później jak zwykle, dekoracja, toast, runda honorowa i powrót na łono Klubu.
Tam Pani Frania z ekipą przygotowała, jak zwykle, specialite de la maison:
"przysmażone pyry" i inne frykasy.

Stosujemy pliki cookie w celu świadczenia naszych usług. Korzystając z tej strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Dowiedz się więcej