Niechaj gawiedź niepłochliwa do „DERESZA” wnet przybywa.
Lisia kita w lesie skryta. Niech kto żyw za wodze chwyta.
Gdy róg wezwie wszystkich wraz, Hubertusa zacząć czas”
M.B. Jakie nerwy i emocje towarzyszą uczestnikom biegu Św. Huberta nie da się opisać w kilku słowach. Nasze przygotowania zarówno związane z czynem społecznym - sprzątaniem stajni i terenu klubu - jak i wyszykowaniem strojów własnych, a przede wszystkim wyczyszczeniem i wystrojeniem koni oraz rzędów - to zawsze nieopisanej wagi praca.
Dzień 18 października 2014 roku nie przywitał nikogo słońcem, ale ciepło przyszłych zdarzeń grzało nas od samego rana. Już od wczesnych godzin porannych pierwsi uczestnicy krzątali się po stajni przygotowując swoje rumaki do pogoni za lisią kitą. Z każdą godziną przybywało coraz więcej koleżanek i kolegów. Jak co roku bardzo licznie przybyli na Nasze Święto zaproszeni goście, którzy z „traktorowych” wozów dzielnie wspierają zmagania ścigających lisa.
Oficjalne rozpoczęcie zaplanowane było na godzinę 13:30 i o tej porze rozbrzmiała z głośników muzyka, przy której 15 jeźdźców biegu głównego wspólnie z 10 jeźdźcami wspierającej asysty (po wstępnej pieszej próbie) rozpoczęło prezentację koni w takt muzyki poloneza.
Tegoroczny Hubertus został poświęcony ś.p. Jadwidze Pasturczak, której pamięć uczczono minutą ciszy.
Po ceremoniale otwarcia rozległ się dźwięk myśliwskiego rogu…
Konie drżą, niecierpliwią się, wiercą…
HUBERTUS 2014 ROZPOCZĘTY !!!
Ruszamy do lasu…
Jest chwila na uformowanie zastępu: kto za kim? Kto przed kim? Kto szybszy? Kto pewniak?
Gotowi?
Jedziemy!!!
Czekamy na znak od Pana Prezesa, że wszyscy czekają przy pierwszej przeszkodzie tzw. studzience.
Master zadął w róg, konie w miejscu galopują…
Jedziemy.
Skupienie… doping widzów słychać… nikogo nie widać… a tu niespodzianka - zamiast jednej „studzienki”- są dwie
Konie zawahały się chwilkę… skaczą … prawie wszystkie przeszły - na szczęście upadki niestraszne nikomu.
Jedziemy dalej … chwila relaksu… długa wodza…
Z dala słyszymy warkot traktorów i okrzyki dopingujących.
Znów sygnał rogu…
Następne przeszkody za zakrętem - dwa drewniane „wiatrołomy”.
Skaczemy…
Tętent kopyt zagłuszają okrzyki gości.
Znowu ktoś spadł… - jednak nikt tu się tak łatwo nie da wyeliminować.
Po przeszkodzie krótka przerwa… dla nas i dla koni… jedziemy stępem.
Wymieniamy spostrzeżenia, uwagi, kto skoczył a czemu inny nie; co się stało? co i jak ?
Nie ma wiele czasu na dyskusje i wielkie emocje - czas przygotować się do następnych skoków.
Czekaja na nas przeszkody w leśnym korytarzu…
Tym razem poszło zwinnie i pewnie.
Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni udajemy się na kolejne „bariery” hubertusowej trasy. A jest ich jeszcze niemało. Kolejna przeszkoda to „palisada” – wywołująca największe emocje i najbardziej widowiskowa dla gości.
Czekamy na sygnał…
Zadęto w róg…
Jedziemy na przeszkodę, a za nią ostro z góry - wprost na kolejną w dole - i ponownie galopem pod górę.
Iiii hahaha !!! heja- hejaaa !!!
Chwila przerwy … i znów w naszym zastępie radośnie wrze - wszyscy skoczyli, nikt nie wyłamał - HURRRAAA!!! Mijamy w lesie asystę - tam również dopisują humory.
Udajemy się śmiało na przeszkodę potocznie zwaną „skok - wyskok”.
Master gra znany nam sygnał – jedziemy !!!
Nie jest łatwo przytrzymać szalone konie tak, aby nikomu nic się nie stało…
Następny cel to rozległa polana na skraju lasu –„HALA-LI” - miejsce pogoni za niesfornym lisem.
Wydawało się nam przez chwilę, że go w lesie widać, gdzieś tam pomiędzy drzewami…
Są już kibice, wszyscy czekają …
Czas na pokonanie ostatnich już przeszkód.
Róg wygrywa tubalny sygnał i ruszamy galopem, skaczemy: koperta, drewniane stacjonaty, okser, „kamienna stacjonata” i jeszcze tylko hyrda…
Konieeec ...
Teraz wszyscy czekają wypatrując lisa - przecież ktoś go tu widział - niedaleko, chowa się w pobliżu.
Nagle z lasu wybiega – LISICA - rudy kubrak, ruda kita i odświętna brązowa szata powiewająca na Zefirze…
Halaliiii !!!!!!
Gonitwa rozpoczęta.
LISICA zaskoczona przez tłum goniących, w prawo, w lewo, żwawe zwroty, kolejne „gleby” - lecz lis ucieka. Ten ją już prawie chwyta; tamten prawie ją już złapał - nic z tego!!!
Aż tu ku zdziwieniu wszystkich LISICA spada z konia…
Szok, niedowierzanie, lis ucieka pieszo?!
Zwinna amazonka zeskakuje z konia i sprawnie kontynuuje pieszą gonitwę.
BRAWO KASIA!!!! lis powalony, kita złapana - z całą pewnością wyjątkowo i niepowtarzalnie!
Gonitwa oficjalnie zakończona.
Wszyscy formujemy zastęp i ustawiamy się do dekoracji.
Prezes w towarzystwie gości przypina floo i częstuje napitkiem ku pokrzepieniu serc.
Rundę honorową rozpoczyna zdobywca lisiej kity Kasia Szews na Dormezie.
Wszyscy cali i szczęśliwi wracamy do siedziby Klubu. Emocje nadal powodują wymianę przeżyć, zdań, opinii, opowieści…
Po odprowadzeniu koni do stajni, po ich oporządzeniu, nagrodzeniu i wygłaskaniu udajemy się na obfitą biesiadę przygotowaną tradycyjnie już przez nasze wspaniałe Panie rodem z programu Master Chief
A następny Hubertus dopiero za rok… - znów każdy będzie miał szansę pochwycić lisią kitę.
Szczególne podziękowania chcemy złożyć wszystkim fotografom, dzięki którym nie moglibyśmy wracać do tych cudownych chwil !!!
Alicja W.