Archiwum

Święto Niepodległości 2014


W tym roku na Świeto Niepodległości postanowiliśmy ruszyć szeroką reprezentacją. Koronowiacy przywykli już trochę do przemarszów zastępu ułanów, a wyjątkowo aktywne w tym roku dziewczyny postanowiły, że też chcą uświetnić obchody naszego narodowego święta. Układ poloneza został specjalnie przearanżowany w taki spoósb, byśmy mogli pomieścić się na pierzejach runku. Ćwiczony na padoku "na piechotę" wydawał się całkiem składny, mimo że tańczący musieli trochę gonić się po dłuższych bokach placu. Wszyscy bylismy ciekawi jak wypadniemy - pierwszy raz tak dużą grupą, w nieznanym układzie, z bardzo blisko stojącą publicznością i na śliskim bruku koronowskiego rynku.

Ale jak mówią: jest ryzyko - jest zabawa. Pierwsza, reprezentacyjna szesnastka w komplecie umundurowana dotarła do Koronowa pół godziny przed rozpoczęciem uroczystości. Na balkonie ratusza czekali już: gen. Haller, premier Paderewski wraz z małżonką oraz nasza mistrzyni ceremoni - Magdalena. Po uroczystym otwarciu uroczystoci przez Burmistrza Koronowa i odśpiewaniu hymnu Magda wprowadziła publiczność w nastrój i klimat czasów gdy II Rzeczpospolita stawała się realnym państwem. Następnie zapowiedziała nasz pokaz.

Połowa zastępu oddała wierzchowce damom i zajęła się zabezpieczaniem ulic rynku - potrzebowaliśmy wszak sporo miejsca do naszych figur i układów. Stroje szlacheckie znakomicie komponowały się z mundurami, panowie przywykli do wrażenia jakie robią mundury i konie, tym razem musieli oddać pierszeństwo w spektaklu paniom. To one były tego dnia prawdziwą ozdobą uroczystości, a układ zaprezentowany na rynku wypadł wspaniale. Konie w takt muzyki kreśliły koła, grzebienie i warkocze z taką gracją i synchronizacją, że niejedna Studniówka nie powstydziłaby się takiego poloneza.

Nastepnie szybka przesiadka i zastęp, już w pełni umundurowany, poprowadził czoło pochodu z rynku na cmentarz parafialny.


Tam, wspólnie z innymi delegacjami, złożyliśmy kwiaty na grobie powstańców i odprowadziliśmy orszak do bazyliki, gdzie miała miejsce msza w intencji ojczyzny.

W drodze powrotnej można było oddać część ekwipunku, a koniom i jeźdźcom pozwolić na nieco bardziej żwawy krok niż defiladowy kłus i marszowy stęp. Galopada po ścierniskach i łąkach Iwickowa to moment, w którym nawet najbardziej zdystansowani przyznają, że można się poczuć jak prawdziwa kawaleria. Gdy koń i przestrzeń daje poczucie wolności, a zimne listopadowe powietrze sprowadza na nas wczesny wieczór, wracamy do dworku w Nowym Dworze z lekkim poczuciem niedosytu. Można by tak jeszcze trochę... ale konie już czują stajnię i raźniej kłusują wyciągając chrapy w dobrze znanym kierunku. Jeszcze tylko zadbamy o zwierzęta, zamkniemy stajnię... i ruszamy na grochówkę, chleb ze smalcem i świętomarcińskie rogale. Bo nawet jak jest nas pełno na rynku... i nawet jak ruszymy większość koni ze stajni... i nawet jak do ułanów dołączą dziewczyny - to jeszcze cały czas widać tylko część naszej ekipy. Całej rzeszy członków, przyjaciół i sympatyków, którzy zadbali o bezpieczny i spokojny przebieg tej akcji (w stajni, na trasie, w mieście, po powrocie), za ich cichy trud i świetną atmosferę bardzo dziękujemy! Do zobaczenia za rok... 

Stosujemy pliki cookie w celu świadczenia naszych usług. Korzystając z tej strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Dowiedz się więcej